sobota, 20 września 2014

Recenzja kremu Me Me Bio - Orange Energy



Opakowanie, cena, skład: 
Krem zamknięty jest w słoiczku z ciemnego szkła w związku z czym jest dość ciężki, ale jednocześnie bardzo ładnie się prezentuje. Grafika etykiety także przypadła mi do gustu - jest wyważona, bez wymieniania 30 cudów jakiś możemy się spodziewać czy krzykliwych kolorów mających zwrócić naszą uwagę.


Za taki 60ml słoiczek zapłacimy od 40 do 50zł w zależności od sklepu. Marka jest obecna w wielu internetowych drogeriach, a jeśli któraś z Was ma możliwość zajrzenia do drogeri Jasmin na Długiej w Krakowie to można tam nie tylko zakupić produkt, ale także widziałam otwarte testery do wypróbowania.
Może się wydawać, że za taki zwykły krem cena jest wygórowana ale produkt nadrabia wydajnością. Używany przeze mnie na dzień i na noc wystarczył na 4 miesiące, a jeszcze trochę zostało mi na dnie. Powinnam zdążyć przed upływem półrocznego okresu ważności po otwarciu.

Skład: Citrus Aurantium Dulcis (Orange Blossom) Flower Water, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Cetearyl Glucoside, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetyl Alcohol, Glyceryl Monostearate, Tocopherol (Vitamin E), Glycerin, Matricaria Chamomilla (Chamomile) Flower Extract, Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene*, Linalool*.*Naturalnie występujące olejki eteryczne.

Jak widzicie skład jest bardzo przyzwoity, bazę stanowi woda pomarańczowa, do tego mamy oleje, witaminę E, glicerynę i ekstrakt z rumianku. Chemi jak na lekarstwo! Bawo! Po takim składzie nie powinniśmy spodziewać się rewolucji na naszej skórze - nie ma tutaj żadnych silnie działających składników aktywnych, jednak sam producent zaznacza, że jest to bazowy, nawilżający krem na dzień/noc.




Moja opinia:
Krem ma treściwą konsystencję dlatego należy używać go w małych porcjach - dzięki temu wchłania się dość szybko, chociaż nie znika zupełnie - musicie liczyć się z delikatnym filmem na twarzy. Nie jest to jednak żadna tłusta, ani oblepiająca warstwa! Sama aplikacja nie sprawia kłopotów, łatwo rozsmarować go na skórze, a przepiękny zapach pomarańczy dodatkowo umila tą czynność.
Bardzo dobrze radzi sobie z wszelkim ściągnięciem czy wysuszeniem skóry (wypowiadam się jako posiadaczka cery normalnej, skłonnej do trądziku). Na początku miałam obawy że taka ilość olejów, zwłaszcza masło shea może spowodować zapchanie skóry nic takiego jednak nie miało miejsca.
Muszę przyznać, że krem jest bardzo, bardzo łagodny. Stosowałam dodatkową porcje pod oczy i na powieki i jedyne co czułam to przyjemne nawilżenie i ukojenie skóry.



Przed zakupem czytałam kilka recenzji na jego temat i pojawiały się tam opinie, że krem po jakimś czasie rozwarstwia się i na wierzchu pojawia się olej - nie świadczy to o zepsuciu kremu i jest naturalnym procesem. Byłam więc przygotowana na taki scenariusz i ewentualne mieszanie kremu co jakiś czas jednak nie było takiej potrzeby. Jego konsystencja czy wygląd nie zmieniły się od początku użytkowania.
Stosowałam go zarówno na noc jak i na dzień, pod makijaż mineralny sprawdził się bardzo dobrze, Dzięki tej delikatnej powłoczce minerały dobrze się na nim trzymały, jednocześnie nie zmieniał ich koloru i nie wpływał na szybsze błyszczenie skóry czy ścieranie makijażu.

Czy polecam?
Jeżeli ktoś szuka prostego kremu odżywczo-nawilżającego o naturalnym składzie z całego serca polecam! Z pewnością pomoże zadbać o skórę normalną czy nawet suchą, jeżeli jednak dla kremu macie listę zadań specjalnych do wykonania nie sądzę, żebyście mogły być zadowolone.

Kosmetyki Make Me Bio nie są testowane na zwierzętach!

Z miłą chęcia do niego wrócę, choć najpierw chciałabym wypróbować inne propozycje od marki Make Me Bio. Może używałyście któregoś kremu od nich i możecie coś polecić?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania!