środa, 4 grudnia 2013

Zrób coś dla swoich dłoni na zimę!

Krem to nie wszystko, zwłaszcza przy takiej pogodzie i początkach zimy, kiedy jeszcze zdarza się zapomnieć rękawiczek, a wiatr, deszcz i mróz nieubłaganie karzą za to nasze dłonie.
Jeśli macie ochotę na dodatkową pielęgnację dłoni zachęcam do zrobienia bardzo prostego i bardzo efektowego zabiegu z produktów, które na pewno w domu już macie!
W wersji podstawowej potrzebne nam będzie:
- 3 łyżki oliwy z oliwek
- 2 łyżki cukru
- 1 łyżka soli
(oczywiście dodawajcie na oko! najważniejsze to uzyskać dość gęstą zawiesinę. Opcjonalnie można dodać także sok z cytryny, wybrany olejek np. kapkę arganowego i co Wam tylko do głowy wpadnie)

Całość aplikujemy do miseczki i stawiamy ją w umywalce (ma to znaczenie tylko dlatego, że zaraz ręce będa brudne a mikstura zacznie pryskać na około, więc tak będzie bezpiecznie). Zaczynamy zabieg pocierając papką dłonie tak jak przy pilingu czy zwykłym myciu rąk. Dokładnie wmasowujemy przede wszystkim w skórki i paznokcie, bo one zawsze potrzebują czegoś extra. Jeśli nie macie pomalowanych pazurków tym lepiej, dobroczynnie zadziała to także na płytkę paznokcia. Masujemy tak przez kilka minut, aż Wam się nie znudzi po czym całość spłukujemy ciepłą wodą. W zależności od czasu i mocy tarcia efekt może być delikatny, albo mocniejszy. W obu przypadkach otrzymacie niezwykle gładkie, lekko tłuste dłonie. Lekko osuszcie je w ręcznik papierowy, ewentualnie w zwykły. I voila!

Kiedy zrobiłam sobie ten peeling po raz pierwszy miałam ochotę krzyczeć z zachwytu, że mogę mieć tak przyjemne, gładkie dłonie, a jednocześnie płakać, że nie zrobiłam tego wcześniej! Dajcie znać czy też zauważycie efekt WOW i jakie macie inne sposoby na dbanie o dłonie jesienią :) Właśnie szukam dobrego kremu... 

środa, 7 sierpnia 2013

Dobra wieść niech się niesie!

Dziewczyny, (zwłaszcza te mieszkające w Krakowie ale niewykluczone, że w innych miastach także)
Wczoraj przechodząc kolo drogerii Jasmin na ulicy Długiej jak zwykle zatrzymałam się przed witryną, żeby spojrzeć, czy nie ma jakiś fantastycznych promocji :p Okazało się, że jest nawet lepiej - otóż zobaczyłam tam całą paletę kosmetyków rosyjskich - uwielbianych zwłaszcza, za produkty do włosów!

Jest więc Natura Siberica Neutralny i maska drożdżowa, a także MixLove i wiele wiele innych. W dodatku są one w bardzo przystępnych cenach!
Ja kupiłam ukochany szampon neutralny za 20,99zł, oraz maskę drożdżową za 15,99zł.
Bardzo się cieszę, że te kosmetyki pojawiły się stacjonarnie, i to w dodatku tak blisko mojego domu :)

niedziela, 4 sierpnia 2013

Acne- derm. Wszyscy mają kwasy, mam i ja!

Dzisiaj o kosmetyku, którego nie kupuje się dla przyjemności, ładnego opakowania czy zapachu ale z konieczności i desperacji. Dzięki minimalistycznej pielęgnacji (Aleppo, Bioderma Sensibio,Niszcz Pryszcz i filtr), którą stosuję już ponad rok stan mojej cery bardzo się poprawił. Jednak wciąż pojawiają się jacyś nowi nieprzyjaciele, a ja marzę o wakacjach na których nie będę musiała się przejmować makijażem, albo tym że bez niego wyglądam strasznie.

Od miesiąca do mojej pielęgnacji włączyłam więc krem z apteki, Acne-derm z kwasem azaleinowym.
Oczekiwania?
  • rozjaśnienie przebarwień
  • zablokowanie kolejnych niedoskonałości
  • zmniejszenie porów
  • ogólne wyrównanie kolorytu skóry
No tak, całkiem spore :) Dodatkowo byłam przygotowana na lekkie łuszczenie naskórka, początkowy wysyp jako oczszczenie, oraz pieczenie przy nakładaniu.

Stosowanie:
Krem można stosować dwa razy dziennie, jednak nie wyobrażam sobie kłaść go pod filtr? i minerały?!
Tak więc u mnie na buzi ląduje tylko wieczorem, ale za to codziennie. Wiem, że delikatniejsze cery muszą stosować go co drugi dzień, żeby mieć kiedy nałożyć krem nawilżający jednak u mnie nie zauważyłam żadnego wysuszenia, nawet najmniejszego podrażnienia, wysypu także się nie doczekałam. 

Rezultaty:
Na początku byłam rozczarowana - gdyby chociaż piekło wiedziałabym że działa! Po paru dniach zauważyłam, że wstaję z troche świecącą skórą ale bardzo gładką i taką promienną. Po około dwóch tygodniach powoli, powoli zaczeły znikać przebarwienia i cera zaczęła wyrównywać swój koloryt. Także pory lekko się zwęziły, niestety te na nosie nawet nie drgnęły. 
Przez ten miesiąc niestety wyskoczyło mi kilka niespodzianek. Po wakacyjnym wyjeździe kiedy kremu nie używałam jakiekolwiek zauważone efekty praktycznie zniknęły.
Krem niestety poniżej moich oczekiwań, i mam podejrzenie, że dla mojej nosorożcowatej skóry ten krem jest po prostu za słaby. Być może u osób z delikatną cerą lepiej się sprawdzi. 

niedziela, 23 czerwca 2013

Filtr L`Oreal UV Perfect Longlasting UVA/UVB Protector UVB SPF 50 UVA PA+++

Nazwa strasznie długa ale od razu widać z czym mamy do czynienia. SPF 50 i UVB na poziomie +++ dla mine to ochrona w zupełności wystarczająca. 
Jeśli chodzi o skład filtru to niestety nie możemy liczyć na naturalne składniki. W mojej pielęgnacji jest to jedyny kosmetyk tak naładowany chemią. Jednak za cenę ochrony mojej skóry przed promieniami jestem w stagnie go zaakceptować.
Jeśli chodzi o same filtry to są one stabilne i mamy tutaj ich kilka chemicznych

Ethylhexyl Methocinnamate
Drometrizole Trisiloxane czyli Meroxyl XL
Bis-Ethylhexyloxyphenol Methoxyphenyl Triazine czyli Tinsorb S
i jeden fizyczny czyli Titanium Dioxide 


Dokładniejszy skład i opinie innych dziewczyn znajdziecie oczywiście na KWC. Jest tam także informacja o różnych wersjach tego filtra, ja posiadam  i tylko z tą spotkałam się na Allegro gdzie za 30ml tego produktu zapłacimy około 14zł (+przesyłka). Jedna tubka powinna nam wystarczyć na miesiąc (przy założeniu poprawnego nakładania 1ml codziennie) więc cenę także oceniam na bardzo atrakcyjną.




A teraz moja opinia. Po pierwsze muszę podkreślić, że jest to mój pierwszy filtr jaki w życiu stosuje. Długo wahałam się czy "taki wynalazek" jest mojej skórze potrzebny na codzień, odstraszała mnie także cena (większośc polecanych na wizażu są to drogie apteczne filtry) i możliwość porażki. Wiele dziewczyn długo testuje różne produkty zanim znajdą ten, który ich nie bieli, nie zapycha i powoduje efektu latarni :D 

Zdecydowałam się na zakup tego produktu po przeczytaniu recenzji Di. Kolejną zachętę stanowiła też cena. Z wielką niecierpliwością zaczęłam testowanie i jestem już przy końcu tubki. Opakowanie jest jak najbardziej ok - dzięki wąskiemu dziubkowi łatwo wycisnąć dokładnie tyle ile chcemy. 

Sam filtr ma postać lekkiego kremu, bardziej przypomina nawet jakąś emulsję. Na moje mieszanej cerze sprawdza się doskonale. Bardzo szybko się wchłania i o dziwo ani nie bieli, ani nie powoduje świecenia. Idealnego matu nie ma co oczekiwać, ale na mojej skórze pozostawia jedynie lekkie glow, ale daleko mu do świecenia się! Jeśli chodzi o zapychanie także nie zauważyłam nic niepokojącego




Nakładam na niego minerały i świetnie z nimi współgra. Kładłam go na twarz albo na krem na dzień, albo solo i w obydwu opcjach sprawdza się świetnie. 

Czy kupię go ponownie? Z pewnością TAK!! Idealnie sprawdza się jako filtr i już widzę, że stosowanie go jest korzystne dla mojej cery - koloryt powoli się wyrównuje, nie robią mi się przebarwienia i brzydkie blizny po zmasakrowanych niedoskonałościach. Do tego twarz nabrała jakiegoś blasku, jest bardziej promienna (prawdopodobnie dzięki znikaniu zaczerwienień i przebarwień). 



sobota, 13 kwietnia 2013

Słynny Dermaglin kontra glinka Wałdajska

Dermaglin
Nie wiem, czy można powiedzieć coś więcej o tej maseczce! Na wizażu i blogach znajduje się mnóstwo opinii, spostrzeżeń i opisów.

Ja ograniczę się do szybkiej recenzji i małej podpowiedzi.

Maseczka zapakowana w saszetkę 10ml, kosztuje około 5-6zł. Wystarcza na 2-3 na samą twarz. Jednak między użyciami trzeba bardzo dokładnie ją zamknąć, żeby nie stwardniała. Jest to o tyle trudne, że nie mamy żadnego zamknięcia :) Mój sposób, który się sprawdził to ucięcie tylko małego rożka z brzegu i wyciskanie maseczki, a kiedy chcemy ją zamknąć to kilkukrotne zwinięcie tego otwartego miejsca i przyłożenie czymś ciężkim.

Dość grubą warstwę kładziemy na twarz- oczywiście najpierw pozbywamy się makijażu. Nie którzy nie lubią zapachu tej glinki, dla mnie jest on cudowny. Taki ziołowo-leśny :)

Maskę trzymamy ok. 20 minut spryskując od czasu do czasu, żeby nie zrobiła nam się totalna skorupa - wtedy glinka już nie działa na skórę.

Zmywanie jest najgorsze. Polecam użyć płatka kosmetycznego albo jakiejś gąbeczki, i uważać, żeby wszystko w około nie zrobiło się zielone :D Jednak efekt warty pomęczenia się bo twarz po tej maseczkę jest gładsza, odżywiona i oczyszczona.


Jak zauważyła, któraś z blogerek firma produkująca Dermaglin wypuszcza także maseczki dostępne w Biedronce. Ja spróbowałam wersji oczyszczającej i w konsystencji i efektach jest bardzo podobna. Jedyne czym się różni to zapach - bardziej miętowy, świeży. I opakowanie - jest przedzielone na dwa więc nie trzeba się martwić o wysychanie. Ostatnia rzecz to cena, chyba 3,99zł.

Glinka Wałdajska
Alternatywą dla tego typu maseczek jest zakup glinki. Ostatnio skusiłam się na Glinkę Wałdajską z Kaliny. Za opakowanie 100 gram (sprytnie podzielone na dwa woreczki) zapłaciłam 7,99zł. Przewiduję, że to opakowanie starczy mi na około 10 maseczek.






Ponieważ dostajemy proszek musimy sami dolać wody (albo hydrolatu) i tutaj od razu ostrzegam - nalewajcie odrobinę wody! Przy pierwszym podejściu użyłam jej za dużo i musiałam wsypać bardzo dużo glinki. Plusem takiej postaci kosmetyku jest możliwość modyfikowania maseczek, dodawania do nich półproduktów, a przy okazji pozbywamy się problemu wysychającej glinki w otwartym opakowaniu.



Sam proszek ma kolor ziemisto-zielono-szary. Bardzo ładnie łączy się z wodą, łatwo nakłada. Jeśli chodzi o działanie to jest zbliżone do Dermaglinu - oczyszcza, napina, lekko ściąga buzię. Nie zauważyłam efektu odmłodzenia o którym pisze producent ale maseczki serwuje sobie "od święta" więc na takie cuda nawet nie liczę.








Informacje od producenta:

Błękitna glinka Wałdajska wydobywana jest na ekologicznie czystym terenie Rosji. 
Glinka ma właściwości lecznicze i jest szeroko stosowana we współczesnej kosmetologii.  
Dzięki dużej zawartości minerałów i substancji bioaktywnych pochodzenia naturalnego, maseczka na bazie Błękitnej glinki Wałdajskiej skutecznie redukuje zmarszczki, odmładza i doskonale oczyszcza skórę.
Glinka Wałdajska nasyca komórki skóry w niezbędne substancje i związki naturalne, odżywia i pobudza procesy regeneracyjne skóry. 
Glinka nadaje skórze jędrność, elastyczność zdrowy wygląd.

Przygotowanie maseczki - zmieszać glinkę z wodą w proporcji 1:1 do uzyskania gładkiej pasty. Nałożyć grubą warstwę na twarz, pozostawić na 5-15  minut.  Po zmyciu maseczki zaleca się zastosować łagodny krem odżywczy.  Stosować 2-3 razy w tygodniu.


Skład:  100% wysoce oczyszczona glinka błękitna Wałdajska naturalna z zawartością srebra.



Stosując glinki pamiętamy o dwóch żelaznych zasadach!
1. Nie mieszkamy, ani nie nakładamy maseczki metalowymi łyżeczkami ani w metalowych miseczkach ponieważ glinka może wejść z nimi  w reakcję.
2. Nie dopuszczamy do wyschnięcia - możecie glinkę trzymać nawet 20 minut jednak jeśli czujecie, że zaczyna pszysychać spryskajcie twarz wodą termalną/hydrolatem. Kiedy glinka stworzy skorupę na naszej buzi bardzo ciężko będzie ją zmyć, przestanie działać, a dodatkowo może wysuszyć skórę!

środa, 10 kwietnia 2013

Spray z żywymi witaminami Natura Siberica - czyli nie wszystko złoto co się świeci

Od mniej więcej miesiąca testuje spray z żywymi witaminami z Natura Siberica. Sam wygląd tego kosmetyku sprawia, że aż miło mieć go w łazience. Półprzezroczysty, mieniący się na złoto z zawieszonymi małymi czerwonymi kuleczkami. Bardzo to zgrabnie wymyślili.



Producent obiecuje nam, że:

Spray w mgnieniu oka odżywia włosy oraz ciało, nawilża je i chroni przed szkodliwymi czynnikami.
Ekstrakty z Maliny Moroszki i Dzikiej Jeżyny bogate w Witaminę C regenerują komórki skóry, poprawiając jej elastyczność. Sofora Japońska, naturalne źródło Rutyny aktywizuje proces odnowy komórek skóry.
Dzika Róża Dahurska zawierająca witaminy B, E i beta karoten poprawia strukturę włosa, sprawia że stają się silne i posłuszne.
Ekstrakt z Czarnej Jagody Syberyjskiej przywraca włosom kolor i blask.


Jeśli chodzi o coś więcej niż tylko wygląd to niestety nie mam wiele do powiedzenia dobrego o tym kosmetyku.
Pierwsze "ale" napotkałam już przy aplikacji. Atomizer nie spełnia swojej roli, zamiast tworzyć mgiełkę czy przynajmniej rozpryskiwać spray (jak sama nazwa wskazuje) jedyne co potrafi to chlusnąć z dużą mocą dawką żelu. Aplikowanie wprost na twarz czy włosy totalnie odpada. Trzeba najpierw napsikać na rękę, i to  też nie takie proste ponieważ porcje wypluwane przez atomizer są malutkie i potrzebuję co najmniej kilku. Do tego samo "przyciskanie" jest bardzo oporne, toporne i czasem aż mnie palec boli!

Jeśli chodzi o samo działanie no cóż... pytanie brzmi czy w ogóle jest jakieś działanie tego produktu?

Twarz: Na plus mogę zaliczyć, że nie zapycha, szybko się wchłania (bardzo wodna konsystencja). Jeśli ktoś obawia się, że zostaną jakieś drobinki na twarzy to także się nie wydarzy. Po aplikacji nie czuję żeby moja skóra była jakoś nawilżona, ani właściwie, żeby cokolwiek się z nią działo.

Włosy: Miałam nadzieje, że uda mi się z jego pomocą poskromić puszenie, i używałam sprayu już na suche włosy jako "wygładzacza". Chwilowo na pewno widać różnicę, lekko nawilża włosy więc przestają się puszyć, ale szczerze mówiąc nie widzę, żadnego lepszego efektu niż gdybym potraktowała je wodą czy hydrolatem.

Ciało: Tutaj to już w ogóle sobie tego nie wyobrażam. Żeby się wysmarować musiałabym wypsiknąć chyba ze 100 porcji. Stosowałam na ręce i dekolt i efekt podobny jak na twarzy. Błyskawicznie się wchłania i żadnej różnicy nie widzę.... Liczyłam chociaż, że zostawi jakiś małe rozświetlenie przez te złote drobinki i nada się na imprezy ale tutaj też mnie zawiódł...



Z pewnością zużyję do końca, popróbuję nakładać na mokre włosy, albo większą ilość bo po prostu szkoda mi wyrzucać pieniędzy, ale za tą cenę (29,90zł) i z takim składem spodziewałam się czegoś więcej. Spray z żywymi witaminami ponownie u mnie nie zagości. A szkoda, bo piękna z niego rzecz!

Poniżej podaję skład - jak widać opiera się głównie na wodzie i mnóstwie ekstraktów z różnych roślin.

Skład: Aqua, Schizandra Chinesis Fruit Extract, Pulmonaria Officinalis Extract, Oxalis Acetosella Extract, Rosa Davurica Bud Extract, Vaccinum Angustifolium, Achillea Millefollum Extract, Anthemis Nobilis Flower Extract, Artemisia Vulgaris Extract, Rubus Chamaemorus Fruit Extract, Sophora Japonica Flower Extract, Xantham Gum, Glycerin, Agar, Tocopheryl Acetate, Panthenol, Retinyl Palmitate, Niacinamide, Chitosan, Algin, Mica, Titanium Dioxide, Iron Oxides, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum.


Jeśli ktoś miał z nim do czynienia i znalazł sposób jak go najlepiej wykorzystać dajcie koniecznie znać bo mam niemałą zagwozdkę.


niedziela, 7 kwietnia 2013

Tangle Teezer vs. dzik

To szczotka legenda. Nie będę powtarzać informacji, które już z pewnością znacie z innych blogów. Chciałam Wam tylko przedstawić moją opinię, i skonfrontować tą szczotę z dzikiem, o którym pisałam TUTAJ :)



Czy szczotka pomaga rozczesać włosy? Zdecydowanie tak, jest to o wiele łatwiejsze i dzięki temu mniej włosów zostaje wyrwanych. Dzik nie radzi sobie tak dobrze z rozplątywaniem włosów zwłaszcza tych z dolnych warstw.

Czy łatwo ją utrzymać w czystości? Na pewno łatwiej od dzika! Po pierwsze włosy są dobrze widoczne, udaje mi się je wyciągnąć palcami, a jeśli zdarzy się jakiś przyklejony maruder pomagam sobie pęsetą. Łatwo można ją także umyć i szybko wysycha.

Jak wyglądają włosy po czesaniu? Moje ładnie się układają, mam wrażenie, że jeśli porządnie się z nimi rozprawię za pomocą TT to zostają dłużej niesplątane. Niestety nadal się puszą i ta szczotka im nie pomogła.  Wydaje mi się także, że jeśli ktoś ma bardzo kruche włosy to mogą się one łamać od TT. Nadal jednak wygrywa z dzikiem, który owszem jest bardzo delikatny ale niemiłosiernie puszy i elektryzuje mi włosy.

Jak w pełni wykorzystać wydane na tę szczotkę 40zł? Po pierwsze używam jej do czesania kilka razy dziennie, służy mi także świetnie do rozprowadzania odżywek, masek itp. Mogę ją zabrać pod prysznic (przy dziku to odpada). Przydaje się także przy olejowaniu, łatwiej doprowadzić olej do każdego włosa.

Polecam? Tak. Z pewnością ta szczotka mnie nie rozczarowała, jednak jeśli ktoś liczy, że rozwiąże ona wszystkie włosowe problemy to niestety może być tylko małą pomocą w pielęgnacji.






Posiadam wersję Elite (cieszę się, że nie skusiłam się na tą pierwszą ponieważ jestem leworęczna i ciężko byłoby mi się nią posłużyć, typ Elite można używać obiema rękami - oczywiście nie na raz :D). Mimo, że mam małe dłonie szczotka dość dobrze leży w ręce i nie wypadła mi jeszcze ani razu. Niestety kilka razy nosiłam ją w torebce bez żadnego zabezpieczenia  i niektóre ząbki zaczęły się odginać. Na ostatnim zdjęciu widać też, że się lekko rozkleja. Nie wiem czy tak już zostanie czy posypie się dalej ale mam nadzieje, że posłuży mi około roku - dwóch bo za taką cenę oczekuję porządnego produktu!

sobota, 6 kwietnia 2013

Amilie Minerals swatch podkładów

Bardzo słabej jakości zdjęcia ale mało jak na razie zdjęć tych minerałów w sieci więc może komuś się przydadzą.
Jeśli chodzi o moją opinię to żaden z kolorów nie jest idealny, w nazwach dużo żółci a w rzeczywistości wszystkie wydają mi się lekko pomarańczowe albo beżowe... Najbliżej ideału chyba golden fair, ale żeby go stosować musiałabym mieszać z czymś ciemniejszym, a chyba mi się nie chce :D




Babuszka dla średniowiecznej

Zaczynam powoli pisać recenzje kosmetyków rosyjskich, które przyszły do mnie paczką jakiś miesiąc temu. Na pierwszy ogień idzie serum Babuszki Agafii przedłużenie młodości (35 - 50 lat). Czemu mając trochę ponad dwadzieścia lat zdecydowałam się na taki kosmetyk? Po pierwsze czytałam na innych blogach, że serum dla młodszych jest tak słabe, że właściwie nie warto kupować. Po drugie kiedy składałam zamówienie tylko to było dostępne. Nie mam obsesji na punkcie starzenia się, ani skóry, ani w ogóle. Ale chciałam żeby moja biedna, ciągle zmęczona walką z trądzikiem twarz nabrała trochę jędrności i blasku. Czy tak się stało?

Zacznijmy od początku. Za 24,90zł jak widać dostajemy buteleczkę 30ml z pipetą. Niestety nie jestem zadowolona z tego sposobu aplikacji. Serum ma taką konsystencję, że przykleja się do pipety i w momencie wyciągania przeważnie część zostaje mi na gwincie.


Jeśli chodzi o sam produkt to jest bardzo lekki, wodnisty. Natychmiastowo się wchłania, i niestety nie nawilża dostatecznie. Żeby poczuć pełen komfort musiałam aplikować jeszcze krem. Sprawdza się natomiast pod makijaż. Nie zapycha, nie powoduje wzmożonego świecenia.

Działanie? Hmm... bardzo ciężko je opisać, ponieważ na mojej skórze chyba w ogóle nie zadziałało. Nie zauważyłam ani większej jędrności, ani blasku, ani napięcia... A muszę dodać, że zużyłam już prawie całe! Skład tego kosmetyku jest bardzo zachęcający, więc z pewnością go dokończę ale nie skuszę się na ponowny zakup...



Skład:
Aqua with infusion extract of Rhodiola Rosea Root Extract Spirae Ulmaria Flower Oil, Organic Saponaria Officinalis Extract, Opuntia Coccinellifera Flower Oil, Glycerin, Glyceryl Stearate SE, Helianthus Annuss Seed Oil, Triticum Vulgare Germ Oil, Hydrolyzed Wheat Protein, Ribes Nigrum Seed Oil, Calendula Officinalis Flower Oil, Oryza Sativa Seed Oil, Melissa Officinalis Leaf Oil, Xanthan Gum, Sodium Hyaluronate, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Organic Parfum.

czwartek, 7 marca 2013

Przejrzałam

Zbliżam się małymi krokami do magicznego wieku 25 lat w związku z czym coraz częściej myślę o starzeniu się skóry, ciała. Nie mam obsesji na punkcie zmarszczek, moje ego miło łechtane jest prawie za każdym razem jak kupuję papierosy albo alkohol i muszę pokazywać dowód osobisty :D Niemniej jednak pomyślałam, że lepsza profilaktyka niż później płacz i miliony wydane na kremy i inne specyfiki. Kupiłam więc krem pod oczy Noni Care Delux. Był akurat w promocji w Rossmanie (zapłaciłam jakieś 8zł) więc pomyślałam, że to może jakiś znak żebym zaczęła dbać o ten fragment twarzy. Po powrocie do domu zajrzałam najpierw na wizaż, przeczytałam kilka bardzo pochlebnych recenzji, wrzuciłam skład do analizy (strona http://www.cosdna.com/eng/ingredients.php bardzo mi się ostatnio przydaje) i przekonana o dobrym wyborze zaczęłam stosować krem pod oczy i na powieki rano i wieczorem. Przez pierwsze dwa dni efekt super! Zauważyłam po co są kremy które przez cały czas wydawały mi się zbędne! Po obudzeniu miałam świeże spojrzenie, żadnych worów, opuchnięcia. Skóra się napięła i wyglądała na prawdę lepiej!
Jednak zachwyty szybko się skonczyły bowiem po tych 2-3 dniach zaczęło mnie coś szczypać pod jednym okiem kiedy zmywałam albo nakładałam makijaż. Myślałam, że jakoś sobie potarłam to oko przypadkiem i że minie ale wczoraj mój chłopak tak patrzy na mnie i mówi, że mam dziwne zaczerwienienia pod oczami. (btw jeśli ON coś zauważa to znaczy że to coś bardzo widocznego. Wiecie jak to jest, nowe podkłady, róże, maskary, kombinacje pierdulacje a dla niego bez różnicy "wyglądasz jak zwykle"). Skoro więc spontanicznie i niepytany zwrócił na coś takiego uwagę pobiegłam do łazienki, zmyłam Biodermą podkład z tej okolicy i patrze, a tam pod każdym okiem placki zaczerwienionej skóry, jakby jakaś wysypka połączona z potcieraniem pumeksem. Na powiekach schodząca, przesuszona skóra. MASAKRA. Jeszcze żadnej produkt nie zrobił mi takiej krzywdy, teraz smaruję masłem shea i jest lepiej ale i tak jeszcze piecze i widać czerwone ślady jakby mnie ktoś pobił :/

Niestety zraziłam się mocno do marki Noni Care, chciałam zadbać o okolice oczu a wyszło jeszcze gorzej....  Muszę chyba jakiś olej albo masło używać do oczu bo u mnie to chyba jedyne delikatne miejsce (ogólnie mam skórę raczej nosorożca).

piątek, 1 marca 2013

Zachęta przynęta :)

Chciałam Was zachęcić do zajrzenia na bloga mojej mamy. Bardzo, bardzo ciekawa osoba jednak od jakiegoś czasu mieszka daaaaleko i już długo się z nią nie wiedziałam. Czasami z tego powodu bardzo mi smutno jednak większość czasu cieszę się, że spełnia swoje marzenia i dopinguję w działaniach. Jej posty pojawiają się rzadko ale dzięki temu blogowi można śledzić jej przygody :)



Podaję linka do bloga dla zaciekawionych:
miranawodzie.blogspot.com.au

Niszcz pryszcz!! - czyli krem doskonały

Już dawno chciałam się z Wami podzielić moja opinią na temat dwóch kremów. Od tego czasu na blogach pojawiło się już sporo recenzji na ich temat ale myślę, że są wciąż za mało popularne. O czym mowa?
O dwóch kremach - a właściwie jednym w wersji na dzień i na noc.

Przy przechodzeniu na naturalną pielęgnację najdłużej szukałam dobrego kremu. Próbowałam Humektanu (całkiem niezły!!), Cetaphilu (niestety zostawia lepką warstwę i przyspiesza świecenie), Alterry hipoalergicznej (kompletna klapa dla mojej skóry), a wcześniej jeszcze masy drogeryjnych kremideł. I w końcu, jakoś przypadkiem natrafiłam na kosmetyki firmy DLA. Poczytałam recenzję i zamówiłam dwa kremy (dzięki temu miałam wysyłkę za darmo!). Wybrałam dla siebie wersję Niszcz pryszcz - no tak, nazwa tragiczna ale dla kogoś kto walczy z trądzikiem od lat może się wydać ostatnią deską ratunku tak jak dla mnie.

Kremy zapakowane są w minimalistyczne opakowania typu air-less (jako maniaczka pompek jestem w siódmym niebie:)) o pojemności 30gr. Jedna pompka wystarcza na jedną aplikację Wadą opakowań jest bardzo mały, niewidoczny napis "na dzień"/"na noc" - łatwo można się pomylić. Aby ukryć okropną nazwę i ułatwić użytkowanie naklejam kolorowe naklejki. (Opakowania na zajęciach są zupełnie nowe, i jeszcze nie zdążyły przejść metamorfozy :))




A teraz kilka słów o zawartości ze strony producenta.
Wersja na dzień
Delikatny, dobrze wchłaniający się krem polecany jest do codziennej pielęgnacji cery tłustej, mieszanej i z problemami trądzikowymi.
Krem działa wielokierunkowo:
- wysusza wypryski,
- odblokowuje pory,
- matuje skórę na wiele godzin,
- intensywnie nawilża i łagodzi,
- chroni przed promieniowaniem UV.
Skutecznie eliminuje zaskórniki, zapobiega powstawaniu nowych, pomaga zwalczać ślady po trądziku, pozostawiając skórę świeżą i matową, a to wszystko dzięki temu, że zawiera synergicznie połączenie następujących składników:
Świeży odwar z wierzby – naturalne źródło salicylanów, które regulują proces złuszczania naskórka i ułatwiają dynamiczne wnikanie substancji aktywnych, odpowiedzialnych za utrzymanie odpowiedniego stopnia nawilżenia.
Świeży napar z krwawnika - naturalne źródło azulenu, choliny, soli mineralnych głównie cynku – ma działanie przeciwzapalne, gojące oraz wybielające.
Glinka kaolinowa – działa jak bibułka wyciągając z porów nadmiar sebum i zanieczyszczeń.
Olej jojoba - lekki, nie pozostawia tłustego filmu na skórze, nie zatyka porów. Wzmacnia struktury cementu międzykomórkowego, co w efekcie zapobiega wysuszaniu skóry
Olej z ogórecznika – naturalne źródło kwasu gamma-linolenowego, którego brak powoduje zaburzenie procesu rogowacenia naskórka. Nie zatyka porów.
D - pantenol, alantoina - zmniejszają stan zapalny, przyspieszają gojenie podrażnionych części skóry.
Krem zawiera filtry UVA/UVB zapewniając ochronę przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi.
Krem został przetestowany przez osoby z cerą tłustą, mieszaną i trądzikową pod kierunkiem lekarza dermatologa. 

Skład: Aqua/Salix Arba Bark, Aqua/Achillea Millefolium, Ceteareth-18/Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Isopropyl Isostearate, Glycerin, Simmondsia Chinensis Oil, Titanium Dioxide/Aluminum/Simethicone, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Kaolin, Allantoin, Panthenol, Ascorbic Acid, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane -1,3-Diol, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool.  

Wersja na noc
Każdej nocy podczas snu krem:
- reguluje proces keratynizacji, udrażnia ujścia mieszków włosowych, przez co w efekcie zmniejsza ryzyko powstawania zaskórników,
- hamuje rozwój bakterii,
- zapewnia odbudowanie naturalnej bariery hydrolipidowej,
- pobudza odnowę komórkową,
- pozostawia skórę gładką, delikatną oraz doskonale nawilżoną.
A wszystko to dzięki temu, że zawiera synergiczne połączenie następujących składników:
Świeży odwar z wierzby – naturalne źródło salicylanów, które regulują proces złuszczania naskórka i ułatwiają dynamiczne wnikanie substancji aktywnych, odpowiedzialnych za utrzymanie odpowiedniego stopnia nawilżenia.
Świeży napar z krwawnika - naturalne źródło azulenu, choliny, soli mineralnych głównie cynku – ma działanie przeciwzapalne, gojące oraz wybielające.
AHA – reguluje proces keratynizacji, udrażnia ujścia mieszków włosowych, przez co w efekcie zmniejsza ryzyko powstawania zaskórników, wspomaga wybielanie śladów potrądzikowych.
Olej jojoba - lekki, nie pozostawia tłustego filmu na skórze, nie zatyka porów. Wzmacnia struktury cementu międzykomórkowego, co w efekcie zapobiega wysuszaniu skóry.
Olej z ogórecznika – naturalne źródło kwasu gamma-linolenowego, którego brak powoduje zaburzenie procesu rogowacenia naskórka. Nie zatyka porów.
D - pantenol, alantoina- zmniejszają stan zapalny, przyspieszają gojenie podrażnionych części skóry.
Krem został przetestowany przez osoby z cerą tłustą, mieszaną i trądzikową pod kierunkiem lekarza dermatologa. 

Skład: Aqua/Salix Arba Bark, Aqua/Achillea Millefolium, Ceteareth-18/Cetearyl Alcohol, Borago Officinalis Oil, Isopropyl Isostearate, Glycerin, Simmondsia Chinensis Oil, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Butyrospermum Parkii Butter, Kaolin, Allantoin, Panthenol, Lactic Acid, Parfum, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane -1,3-Diol, Citronellol, Limonene, Hexyl Cinnamal, Geraniol, Linalool. 



Co o nich sądzę??
Piszę o obydwu kremach na raz ponieważ niewiele się różnią. Zarówno jeden jak i drugi jest cudowny. 
Mimo dość gęstej konsystencji nie miałam problemów z nakładaniem. Na początku trochę się przestraszyłam, że taki bogaty krem będzie na pewno zapychał ale nic takiego nie miało miejsca! Najbardziej zadziwiło mnie jednak jak szybko wchłaniają się te kremy, i jaką cudownie matową skórę pozostawiają - po Cetaphilu była to dla mnie bardzo miła odmiana od świecenia i lepkości. 

A teraz pytanie zasadnicze - czy kremy zwalczą wasz trądzik ---> nie! Ale z pewnością mogą pomóc. Po pierwsze nawilżają, mogą ich używać osoby nawet z bardzo delikatną skórą bo mają całkiem ładny, naturalny skład, niespodzianki szybciej się goją. Po nocy skóra jest mięciutka i aksamitna, natomiast wersja na dzień idealnie sprawdza się pod makijaż. 
Właściwie wszystkie zapewnienia producenta właściwie zostały spełnione. Mam jedynie wątpliwości co do filtra UV. Może jakiś delikatny jest ale na pewno to nie żaden bloker przeciwsłoneczny. 

Aha! I jeszcze jedna ważna kwestia - kremy kosztują 15 i 17zł za 30 gram, które wystarczy na około 3 miesiące. Stosunek ceny do wydajności jest świetny! Firma DLA to mała polska produkcja. Na ich stronie można zamówić produkty, jest tam także lista sklepów w których można je znaleźć stacjonarnie. http://www.kosmetykidla.pl/

Amilie Mineral

Czyli kolejna po Annabelle firma polska oferująca minerały!
Obecnie na facebooku Amilie można polubić i pobrać kod rabatowy, a z nim zamawiając zestaw 5 próbek zapłacimy tylko za wysyłkę (7zł). Cieszę się, że udało mi się załapać na taką akcję promocyjną i już nie mogę doczekać się paczuszki :)

Minerały Annabelle bardzo lubię chociaż swój kolor znalazłam dopiero po zmieszaniu golden i natural fairest, a i tak był ciut za ciemny. Mam nadzieję, że minerały od Amilie będą równie dobrze kryły bo prezentacja kolorów na stronie zapowiada się bardzo dobrze! Znajdziemy tu nie tylko beże, złote czy chłodne tonacje ale także oliwkową i neutralną - a tych moim zdaniem najczęściej brakuje w ofertach różnych producentów.

Poza tym strona wygląda jak cukiereczek, na prawdę ślicznie! Z resztą sami zobaczcie : http://www.amilie.pl/

Jak widać ceny także są przystępne. Za 5 gram produktu zapłacimy 36zł. Gorzej jest niestety z próbkami bo chociaż są tanie - 1,9zł - to wielkość sampla to jedynie 0,1 grama czyli wystarczy jedynie na test koloru, a nie samego produktu przez kilka dni. Tym bardziej się cieszę, że załapałam się na promocję :)